Ten sympatyczny, nieco flegmatyczny pan, to uosobienie skromności i prawdy w muzyce. Nie ma może dużych możliwości wokalnych, lecz dusza mi mięknie z każdym razem, gdy owego pana słucham. Eddie Vedder to nie kto inny jak wokalista znanego wszystkim Pearl Jam. Wolę jednak pominąć ten wątek, skupiając się na krótkim - ale za to wybornym - epizodzie solowym. Eddie zmajstrował swój pierwszy album na potrzeby filmu "Into the Wild" (swoją drogą, film fenomenalny - polecam wszystkim wolnym duchom) w reżyserii Seana Penna. Z jakim efektem? Nastawcie uszy i rozkoszujcie się tym pięknym, nieco chrapliwym męskim wokalem.